Litanię utyskiwań można by ciągnąć jeszcze długo, ale prawda jest taka, że "Plan B" i tak jest pozycją bardziej wartościową niż większość tytułów szturmujących szczyty polskiego box office’u.
W 1947 roku wielki innowator francuskiej prozy Raymond Queneau wydał uroczą książeczkę pod tytułem "Ćwiczenia stylistyczne". Zgodnie z tytułem, autor postanowił, że opowie w niej tę samą historię na 99 sposobów, różniących się pod względem formy, konwencji i prowokowanego u odbiorcy nastroju. Z czymś podobnym, przy zachowaniu proporcji, mamy do czynienia w najnowszym filmie Kingi Dębskiej. W "Planie B" polska twórczyni, wykorzystując odmienną stylistykę, ukazuje te same zagadnienia, którymi zajmowała się już w "Moich córkach krowach". Eksperyment udał się połowicznie. Nowe dzieło przystępnie opisujące perypetie bohaterów, szukających życiowej równowagi w obliczu spadającego na nich nieszczęścia, z pewnością pomoże reżyserce w trafieniu do szerszej publiczności. Widzowie zaznajomieni już z kinem Dębskiej raczej nie znajdą jednak w "Planie B" niczego atrakcyjnego.
Snuta przez Polkę opowieść zaczyna się jak spot reklamowy zatytułowany "Jesteśmy już częścią Zachodu". Na ekranie obserwujemy zmodernizowane centrum Warszawy, dumnie pnące się w górę wieżowce i dizajnerskie mieszkanka w centrach starych kamienic. We wnętrzach tych przestrzeni ludzie odbywają błyskotliwe rozmowy przy kawie, która na pewno okaże się sojową latte, albo uprawiają radosny seks z przygodnymi nieznajomymi. Sielanka ta trwa jednak krótko i zostaje przełamana informacją o wielkiej katastrofie komunikacyjnej mającej istotny wpływ na życie bohaterów. Czyżby "Plan B" miał zatem okazać się opowieścią o tym, że nasze samozadowolenie opiera się na fałszywych przesłankach, a poczucie przyswojenia europejskiego stylu życia stanowi wyłącznie szkodliwą iluzję?
Niestety, to nie ten adres. Dębska puszcza powyższe pytania mimo uszu i zadowala się opowiedzeniem czterech historii prowadzących nas do wyciągnięcia jednakowych wniosków. Z filmu dowiemy się zatem, że w życiu warto znaleźć plan B, a nawet z największego kryzysu znajdziemy wyjście, jeśli otworzymy się na drugiego człowieka. Niestety, sympatyczne skądinąd przesłanie trudno uznać za coś więcej niż mechanicznie powtarzany slogan z pierwszego lepszego życiowego poradnika. Winę za to ponosi zapewne konstrukcja filmu, która – inaczej niż we wspomnianych "Moich córkach" opowiadających historię problemów pojedynczej rodziny – każe przeskakiwać twórcom od jednej opowieści do drugiej. Strategia ta zabiera szansę na pogłębienie psychologicznego rysu postaci, a w konsekwencji zmusza do pójścia na łatwiznę. Swoisty skrót myślowy stanowią choćby wybory obsadowe – zarówno Marian Dziędziel, jak i Marcin Dorociński właściwie powtarzają na ekranie role z "Córek". Ten drugi, jako niegrzeszący inteligencją, lecz poczciwy Mirek powiela nawet te same powiedzonka i żarty językowe.
Przyczyna tych słabości tkwi zapewne w stojącym za "Planem B" modelu kina. Inaczej niż w przypadku "Helu" czy "Moich córek", Dębska zrealizowała tym razem cudzy scenariusz i musiała dopasować się do wizji producenta. Właśnie stąd bierze się również obecność – dość nachalnie eksponowanego na ekranie – product placement. Gdy w jednej ze scen bohater zaprasza koleżankę na koncert Darii Zawiałow, łatwo domyślić się, że w scenie wieńczącej fabułę wystąpi właśnie ta wokalistka. Wykonana przez nią piosenka Wojciecha Młynarskiego "Jeszcze w zielone gramy" wypada bardzo zgrabnie. Szkoda tylko, że przy okazji wykłada kawę na ławę interpretację filmu i nie pozostawia widzowi właściwie żadnej przestrzeni do własnych przemyśleń.
Litanię utyskiwań można by ciągnąć jeszcze długo, ale prawda jest taka, że "Plan B" i tak jest pozycją bardziej wartościową niż większość tytułów szturmujących szczyty polskiego box office’u. Łączącemu wzruszenia z odrobiną humoru filmowi warto życzyć powodzenia, a przy okazji żywić nadzieję, że Kinga Dębska nie zaniedba bardziej autorskiej ścieżki swojej kariery. Zapowiadany przez reżyserkę od jakiegoś czasu projekt "Zabawa, zabawa" zapowiada się wszak więcej niż intrygująco.
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu